Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ninem równym z Leliwami się czuł, — i że od swojego nie odstąpi..
Stara piastunka nie dała mu więcej mówić i zagroziwszy precz odpędziła.
Domna wówczas spłakała się powróciwszy do dworu, bo człek ten strachem ją nabawił, ale ze skargą do ojca się wstrzymała, nie chcąc go jątrzyć więcej.
Sądziła że sama groźba starczy. Następnych dni jednak przekonała się że Nikosz wcale na nią nie zważał, i jak dawniej zabiegał kędy mógł, kroku jej stąpić nie dając.
Gdy się to działo, stary Dalibór Koźlarogi z Surdęgi, z którym od młodzieńczych lat Leliwa w drużbie żył i pobratymstwie, gdy mu syn Florjan dorastał, a o Domnie i jej piękności zasłyszał, pojechał naprzód sam do Lelowa.
Nie zastał doma starego i czekać nań musiał aż z łowów powróci, ale mu się poszczęściło, bo Domnę zobaczył i ona go przyjmowała.
Mógł się więc i piękności napatrzeć i rozumowi nadziwić. I rzekł sobie w duchu że błogosławieństwem bożem byłaby żona taka dla syna jego.
Czekał więc na Leliwę do nocy, a gdy ten przybył rzucili się sobie w ramiona, jako dwaj bracia rodzeni i do późna we dwu rozmową się bawiąc, do syta nagadać nie mogli.
Nikosz, coś przeczuwając, choć go Leliwa