Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wojewodzie, wyprawił na zwiady, w téj chwili z językiem powrócił. Sprawny człek!!
Zbudzili Trepkę — i powiada że wojewoda z tym łotrem Petrkiem Kopą do Krzyżaków już pojechali w swaty.
Wojewodzina, słychać, pobiegła za mężem, u nóg mu leżała i zaklinała aby zdrady nie poczynał, nic nie pomogło...
Dobka sobie Nałęcza sprowadził, ale ten, jak nasz człek ręczy, wypowiedział mu posłuszeństwo...
Wszystko to królowi masz zawieść, bo teraz już wątpliwości nie ma że Wincz z Zakonem się sprzęże... Niech Król radzi...
Tu Beńko przerwał sobie nagle.
— Radzić! co tu radzić! jabym ludzi posła póki czas, wojewodę ujął i ściąć dał — była by rada...
— I wszyscy Nałęcze mszcząc się za niego, dopiero by się zawzięli! — odparł Szary.
— I to prawda — rzekł Beńko, — ale gdybyśmy ich miodem posmarowali lepsi nie będą.
Szary już dłużéj czekać i wytrzymać nie mógł, ruszył co najśpieszniej do gospody, od sieni wołając na czeladź, aby mu konie dawano.
Z brzaskiem też był już za miastem i po kościołach na jutrznie dzwoniono, gdy się na gościniec wybił.
Ranek był mglisty i wilgotny, choć nie bardzo zimny...