Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/099

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Za cóż gniew? — patrząc nań zapytał Szary.
— Długoby opowiadać — ramionami ruszając prawił Beńko. — Król tu posadził mu pod bokiem syna, a w ostatku, jak słuszna, żeby się młody do rządzenia zaprawiał dał mu wielkorządy, które Wincz długo piastował... Łatwo to zrozumieć iż Wojewoda spadłszy z tronu, rozsierdził się...
Źli ludzie nawet prawią, czemu ja nie wierzę — dodał Gozdawa — że wojewoda gotów... przeciw królowi pójść.
— Strasznaby to była rzecz, pod ten czas... uchowaj panie... bo Wincz ma z sobą niemal wszystkich ziemian Wielkopolskich.
Szary teraz już był pewien, iż z Beńkiem otwarcie mówić może.
Orszak królewiczownej śpiewający, oddalił się był nieco i podniesione tylko głosy dziewcząt dochodziły ich, zostali sami.
— A nie trzeba wam z panią waszą ciągnąć — spytał Szary — żebym was nie zatrzymywał?
— Musu w tém niema — odparł Gozdawa. — Dla bezpieczeństwa zawsze kilku nas towarzyszy jej, gdy wyjeżdża, ale jednym mniej lub więcej, nikt nie zważa.
— A niemoglibyścież ze mną do Poznania? — szepnął Szary, — bo prawdą a Bogiem, mam