Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cedzonemi wyrazy, po niemiecku mówiąc dla Petrka, a patrząc chłodno i z góry na wojewodę.
— Zakon niewdzięcznym nie jest... Skoro usługa się okaże wielką, nagrodę da słuszną.. Ale potrzebuje naprzód mieć to co mu obiecujecie, a potem oceni i zawdzięczy..
— Chcecie więc bym się zdał na łaskę lub niełaskę? zawołał wojewoda. Ja tu czuję się równym wam, i jako z równemi mówić przychodzę. Przymierze przynoszę, mówmy o warunkach.
Mistrz spokojnie się uśmiechnął.
— Mylicie się, panie Palatynie, rzekł do Petrka. Jak skoro już tu jesteście i krok ten uczyniliście, na łaskę i niełaskę zakonu zdaliście się dobrowolnie. Lecz wspaniałomyślny zakon rycerzy Grobu Pańskiego i sług Maryi, nie zechce korzystać tej mocy, jaką mu daje nad wami nieszczęście wasze.
Spokojni bądźcie.
Wojewoda postrzegł dopiero teraz może, jak daleko zaszedł i jak zwrót był niepodobnym.
W istocie był na łasce lub niełasce zakonu, w rękach jego, nie wolnym sprzymierzeńcem, ale przymusowym sługą. Zemsta czyniła go niewolnikiem — westchnął boleśnie. Mistrz uznał właściwem ranę złagodzić i wyrzekł kilka słów pochlebnych.
— Nie trwożcie się — począł — byśmy po-