Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiam, a wyrzucić się nie dam... Jużem zaraz podejrzewał złe zamiary gdy tu młodego Kaźmirza z żoną wysłał na mieszkanie do mnie...
Teraz mu już wielkorządy oddaje — a ja wojewodą mam pod nim być, więcéj nic?..
Z zamkum się dla królewicza wynosić musiał precz... Rozumiesz ty to??
Patrzał na Dobka, który wcale nie okazywał wzruszenia.
— Ojczaszku — począł uspokajająco. Rozumiem ci ja, że tobie coś tu długie lata jakby udzielnym był książęciem, teraz pod rozkazy iść dwudziestoletniego młodzieniaszka może przykro, ale, miły panie, syn to królewski... ziemia królewska... Cóż począć!!
Stary Wincz Świdwa (tak go z Wincentego mianowano) cały się wstrząsnął.
— Tego nie zniosę, nie będzie to! — krzyknął — raczéj niech wszystko przepada niżbym ja miał cierpieć upokorzenie...
Byłby może zapędził się daléj, w wyznaniach co chciał poczynać, gdyby go wyraz twarzy Dobka, na którą spojrzał nie powstrzymał.
Dobek jego oburzenia nie dzielił, stał zimny.
— Gotujcie się na moje rozkazy, do kupy pod moją chorągiew — odezwał się Wincz po małym namyśle. Tom wam chciał rzec... Nie opuścicie mnie przecie samego...
Nałęcze i ich powinowaci pójdą za mną. Po-