Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom I 220.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż mi przynosicie od pana starosty? — zapytała ciekawie się zbliżając ku niemu królewna.
— Naprzód czołobitność, jaka się swej pani należy — począł Lesznowski. — Starosta prosi pokornie miłości waszej, abyście nie zapominali, że ze krwi litewskiej idziecie, która od wieków panowała tym krajom. One też o tem dobrze pomną, i ofiarują wprost, nie omawiając wiele i długo, waszą miłość na tron swój podnieść i ogłosić wielką księżną... a dozwolić, abyście sobie mężem obrali kogo zechcecie.
Zarumieniła się Anna, a szlachcic mówił dalej głos zniżając.
— Jedno to sobie waruje starosta, a z nim Litwa, aby jej kraje te, które do Korony oderwane zostały, były przywrócone, i chce być tak niezależną i sobą samą, jak była za dawnych czasów, aby jej Polacy praw nie dyktowali.
Gdy Lesznowski mówił, a Anna milczała i dumała, Talwosz na straży stał i drzwi pilnował.
— Niedobrze rozumiem pana starostę — rzekła powoli królewna. — Litwa się tak połączyła od Horodła począwszy, aż do Lubina, gdzie Unją przypieczętowano na wieki, iż się już ten węzeł, jakby małżeński, nigdy rozerwać nie może.
— Ale to się stało z wielką krzywdą i upokorzeniem Litwy, twierdzi pan starosta — dodał