Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom I 161.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A! miłościwy panie — przerwał Górnicki — nie czyńcie nam wiernym sługom swoim krzywdy, myśmy cię cenili i miłowali!
— Wielu? kto? — przerwał król. — Mój starosto, śmierć oczy przemywa i wzrok daje co do głębi dusz sięga... widzę w każdym co w sobie nosi, do szpiku kości.
Przyjaciół dla łupieży, kochanek dla łask i darów, jest wiele, a ktoby kochał?...
Zamilkł nagle i zwolna w piersi się uderzył.
— Winienem, winienem — szeptał — przebacz mi panie, winienem wiele, ale przejrzałem za późno.
Starosto, pamiętajcie o tej sierocie królewnie Annie, ja życie jej zatrułem. Co z nią będzie? maż ona do końca żywota łzami się obmywać?
— Miłościwy panie — podchwycił Górnicki — naród nigdy panów swoich krwi nie odtrącił i nie zapomniał o niej. Nie trwożcie się o los królewnej.
— Zapóźno przyjdzie jej korona i małżeństwo — przerwał znowu ciszej król. — Katarzyna przecierpiała wiele, Zofia owdowiała, sierota Anna na łasce waszej.
A cóż z tem państwem?
Wstrzymał się król i milczał długo, spojrzał na starostę, jak gdyby go wyzywał.
— Wybierajcie ostrożnie, abyście za socze-