Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom I 106.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zagłobianka powiodła białą rączką po czole.
— A! — rzekła smutnie — gdyby ona tylu miała przyjaciół, co ma wrogów... Na nią się wszyscy spikają i sprzysięgają. Opuścił ją król i zaniedbał... a drudzy, gdy on oczy zamknie, wszystko będą czynili w interesie jakichś tam przyszłych panów, którym się chcą zaprzedać... a o królewnie, choć się jej to państwo należy i korona, ani pomyślą!!
Westchnęła Dosia i nagle zniżywszy głos, poczęła żywiej.
— Cesarz Maksymilian ma już tu więcej przyjaciół, niż ona... Wszyscy za nim i z nim...
Królewna wie na pewno, że kardynał Commendoni tylko o cesarskich interesach myśli, a o jej los wcale nie dba.
Jak i zkąd my to wiemy, z tego ja nie potrzebuję wam się spowiadać, ale to pewno, że kardynał, który codzień wyjeżdża do lasku Bielańskiego dla świeżego powietrza, dzisiaj się tam ma spotkać z kimś... pono z Litwy. Będą tam jakieś narady.
Spojrzała na Talwosza, nie śmiejąc dokończyć. Litwin się zarumienił.
— Niemiła to rzecz — odezwał się — podsłuchiwać i szpiegować, i jeśli komu, to mnie ona nie przystała... ale gdy idzie o królewnę...
— O ocalenie jej może! — przerwała Dosia gorąco — bo niebezpieczeństwo dosyć czasem