Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom I 083.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale mu życia nie obiecują? — zapytał Niemeczkowski.
— Bardzo źle jest — począł rotmistrz. — Nieszczęśliwy pan przez baby popadł i w chorobę i w taki stan, że mu się życia nie chce.
Dziś lub jutro testament ma pisać kazać i pieczętować.
Bieliński sparł się na ręku i łzę otarł.
— W testamencieby mógł wyrazić życzenie co do następcy? — wtrącił Niemeczkowski.
— Nie wiem czyby się to na co zdało — ciągnął dalej Bieliński — a mniej niż komu cesarzowi, bo z powodu królewnej żal do niego ma. Powtarza to iż umiera bezpotomnym przez niego, gdy mu się wczas rozwieść z żoną nie dano.
Niemeczkowski słuchał pilno, nie odpowiedział nic i rozmowa zdała się wyczerpaną, gdy stanąwszy znowu przed Bielińskim spytał.
— Nie słyszeliście tu co o Gastaldim?
Ruszył ramionami rotmistrz.
— Jakim? tym co się na naszym dworze wychowywał?
— Myślę, że ten właśnie jest, bo ich dwu nie znam — odezwał się pan Zygmunt. — Nie ma go tu?
— Nic nie wiem o nim.
Znowu czas jakiś rozmowa nie szła. Niemeczkowski przysiadł na tarczanie.