Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom I 071.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Uwinąłeś się waszmość! — rzekła, mierząc go oczyma, aby wiedzieć, czy przyniósł co z sobą.
Talwosz dobyty worek położył na stole, kłaniając się, i cicho szepnął ile przyniósł.
Zdziwiła się trochę królewna.
— Tak wiele? — spytała, nieco wahając się i badając go oczyma.
— Poszło na wagę — skłamał Talwosz — i tyle wypadło...
— A pewneż są srebra?
— Ja gardłem za nie stoję — odezwał się Litwin.
Królewna Anna, której pilno było bardzo, drżącemi rękami podała Żalińskiej worek, skinieniem dziękując Talwoszowi.
— Bóg niech ci zapłaci — rzekła — bo ja nie wiem, czy kiedy wdzięczność moją waszmości okazać potrafię.
Litwin skłonił się aż do ziemi... Obawiał się, aby go królewna nie rozpytywała więcej, i natychmiast cofnął się do progu, jakby podziękowań unikał.
Teraz dopiero odetchnął swobodniej, gdy do swej izby powróciwszy, usiąść mógł, czoło otrzeć, i podumawszy przyjść do tego przekonania, że się z polecenia szczęśliwie wywiązał.
Nadchodzący Bobola zastał go siedzącego nad stołem, z daleko jaśniejszym czołem, niż wczora...