Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom I 068.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że srebra trzeba zastawiać aby dwór nie marł z głodu! — zawołał Wolski.
— Nie mogę zaprzeczyć — odparł Litwin — ale to jest i powinno zostać tajemnicą. Zwierzyłem się z tego ks. wikaremu, chociaż prawa nie miałem, niech pan starosta ma miłosierdzie nad sługą swoim.
— Ja nie zdradzę — żywo począł Wolski — bądź spokojny. Więc tak źle, tak źle jest?
— Źle tak, iż gorzej być chyba nie może — przerwał Talwosz. — Litość bierze patrzeć na królewnę. Z zamku tysiącami czerwonych złotych wywożą, klejnoty zabierają, a z królewną najjaśniejszy pan mówić nie chce, potrzeb jej nie opatruje nikt, ona od rana do nocy płacze i z rozpaczy srebra i klejnoty zastawia.
Stukamy i kołaczemy dopraszając się rozmowy, posłuchania — i tego się nie można doczekać.
Wolski wąsa kręcił namarszczony.
— Zgroza! — zawołał — ale Bóg łaskaw, wszystko się to zmienić musi.
Przeszedł się po izbie dumając i zawrócił do Talwosza.
— Srebra sobie weź nazad — rzekł — ile na nie mogłeś dostać?
— Sam nie wiem — odparł Litwin. — Sreber w żadnym razie zabrać nie mogę, bo by się wydało żem tajemnicę zdradził, a królewnaby mi nie przebaczyła. Idzie jej o cześć królew-