Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom I 039.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z piersi jego dobywające się westchnienie ciężkie.
Ziewnął, podniósł się, wyciągnął, oczy przetarł, splunął i usiadł na łóżku.
— Waść, mości Talwoszu, wzdychasz tylko a wzdychasz, piersi sobie mordujesz, do czego się to zdało?
— Myślisz, mój miły Bobolo, że ja to z dobrej woli czynię? — odparł przychodzący, który zrzuciwszy opończę i czapeczkę na swój tarczan, zbliżył się do ognia aby go poprawić i pokazał się młodym i przystojnym, mężnego wyrazu twarzy człowiekiem.
— Gdzieżeś znów u licha po nocy wędrował — zapytał Bobola ziewając. — Masz jakiego języka? dopytałeś co?
— Tyle tylko żem najrzał Dosię, która mnie połajawszy, uciekła — rzekł młody Talwosz. — Obszedłem szopy i stajnie, bo dziś nikomu wierzyć nie można, wszystko się rozprzęga.
To mówiąc, gdy raz jeszcze westchnął, Bobola splunął gniewnie.
— Panna Dorota ci w głowę zajechała! — odezwał się. — Rozumu nie masz! albo to pora o amorach myśleć, gdy taka bieda dokoła i na śmierć się raczej sposobić potrzeba, bo nas tu dalej, dalej powietrze wszystkich podusi w tych murach.
— Niechajby już, niechaj! — machając ręką