Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom I 035.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nadziemską, przez malarza wymarzoną istotą, zjawiskiem, które chwilę błysnąwszy, zniknąć i w mrokach rozpłynąć się miało.
Ta nadzwyczajna piękność Dosi musiała się nawet starej babusi wydać zachwycającą, gdyż mimowoli wykrzyknęła.
— A! jaka ty jesteś piękna!
Dosłyszała Dosia tych słów cichych, zwiesiła główkę smutnie, brwi się jej ściągnęły i rzekła tęskno.
— Pan Bóg mnie tą pięknością pokarał, na co się ona zdała?
Stara przypomniawszy sobie kaganek, który trzymała w ręku, dmuchnęła nań i zgasiła. Ciemność otoczyła je.
— A Żalińska? — zapytało dziewczę.
— Siedzi przy królewnie, pilnując, czy się nie przebudzi a nie zapotrzebuje czego.
— Gdzież reszta dworu?
— Rozeszli się, gdzie który chciał albo musiał — mówiła stara. — Niektórzy już i chrapać muszą.
— Idźże i ty zasnąć, moja Maciejowa — dokończyła Dosia. — Mnie się chce siąść jeszcze trochę tu na ławie u drzwi i spocząć na świeżem powietrzu, w komorach mi jakoś duszno. Sen nie bierze.
Posłuszna Maciejowa, milcząc, z kagankiem wsunęła się po cichu we drzwi, a Dosia z głowy