Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom I 023.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

woli nie ma — westchnął rotmistrz — lada pacholę, jak ten Kniaźnik, czyni z nim, co chce.
— Cierpieniem, troską, postrachem zgonu bezpotomnego tak się znużył, iż dziś, dla świętego spokoju wszystko gotów poświęcić — począł Karwicki. — Niepoczciwi ludzie, gotowi zawsze ze wszystkiego korzystać, im gorzej go widzą, tem więcej naciskają, uprzykrzają się i łupią.
Dotąd pono testamentu nawet nie ma, a dla samych sióstr uczynićby go powinien, aby im nie wydarto co należy.
Serce się kraje myśląc o tem — dodał oboźny. — Ja gdy rozważać zacznę wszystko, a odgadywać przyszłość, uciekam się do modlitwy taki strach mnie ogarnia.
Bieliński rękę jego ujął.
— Sądzicie, że ze mną lepiej? — zawołał. — Nie ma pono w tem królestwie naszem jednego poczciwego człowieka, któryby jak my nie bolał. Jak w ulu, gdy matki zabraknie, co pocznie rój? Tak i z nami. Zabraknie nam króla i królewskiej rodziny, choć dziś boli na nią patrzeć, co się naówczas stanie z tem państwem naszem? Z jednej strony czyha na nie car moskiewski, z drugiej cesarz niemiecki, który już Węgrów i Czechów wziął, a na Polskę zęby ostrzy. Nie liczę Turka i Tatarów. Jak my się obronim bez wodza i głowy? Co naówczas się stanie z naszemi od wieków zdobytemi prawami i swobodami?