Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom I 018.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie nam go sądzić — rzekł — biedny pan! biedny pan!
Karwicki z wielką żywością zwrócił się do rotmistrza.
— Wy go lepiej znacie — rzekł — ale drudzy? Sądzą go z tego co teraz czyni, gdy już sobą prawie nie władnie, a nie patrzą na to, co go do tego stanu przywiodło.
— Jestże już tak źle ze zdrowiem? hę? — zapytał Bieliński.
— Gorzej nie może być — odparł oboźny — ręce i nogi chiragra i pedogra trapią, wewnątrz boleści cierpi, a najgorzej z umysłem. Troski go jedzą, sam już nie wie co czyni.
— A! bracie miły, wiele on ich sobie sam przysporzył — rzekł, zniżając głos, Bieliński — ale, prawda, i ludzie mu ich przynieśli wiele.
Zawahawszy się nieco, rotmistrz dodał.
— Aleby wam z Warszawy potrzeba już precz, póki czas. Morowe powietrze dokoła ją opasuje. W Okuniewie ludzie padają jak muchy, a pono i tu po przedmieściach i w samem mieście śmierci przypadków było wiele, które mór już, już wciskający się zwiastują. Nie odkurzą go żadnym dymem.
— Tać wybieramy się ztąd, acz nie wiem dokąd — rzekł Karwicki oboźny. — Z chorym panem jechać troska też będzie niemała. Siedzieć, choćby w najwygodniejszej kolebce, nie będzie