Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 232.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pragnęłam podziękować. Jesteście dobroczyńcą moim, boście mi dali czas do pokuty.
— Panno Doroto — głosem przejętym uczuciem odezwał się Talwosz — nie mówmy o przeszłości. Ja przychodzę was prosić, abyście mi podali rękę do ołtarza.
Spojrzała na niego wejrzeniem długiem Dosia i poczęła głową poruszać.
— Sądzisz, że przeszłość można zmazać i zapomnieć? Myślisz, że dosyć jest powiedzieć jej: precz! aby odeszła na zawsze? A! nie... nie... przyjacielu! Wsiąka ona w całą istotę naszą i przejmuje do kości. Ja szczęśliwą nigdy być nie mogę, a tobiebym szczęścia nie przyniosła. Nie, nie...
— Panno Doroto, jeśli uznajecie, żem wam wiernie i poczciwie służył — dodał Talwosz — należy mi się zapłata, bądźcie moją! Proszę was, błagam! Pojedziemy na Litwę, do matki mojej. Siądziemy w cichym zakątku; wierzcie mi, nigdy słowem, niczem te nieszczęśliwe przebyte czasy się nie przypomną.
Przykląkł przed nią. Dosia obie ręce wyciągnąwszy zmusiła aby się podniósł.
— Nie mogę — rzekła — nie mogę. Serce mi wyschło! Nie wierzę w nic, nikomu, nie chcę się nic spodziewać.
Łzy się jej z oczów puściły.
— Dlaczego wam o tem nie powiedziano —