Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 178.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mój Talwoszu — zawołała — jużciż go takim oszustem i kłamcą nie godzi się czynić bez dowodu. Tego się on nie dopuści! to nie może być!
— Z pewnością się to stanie — rzekł Talwosz — ja wiem o tem najlepiej, a jedynym sposobem, aby temu zapobiedz, królowi sromu a nam też oszczędzić boleści i wstydu, jest zawczasu dać znać panom senatorom. Ja za małym jestem człowiekiem, abym się ważył na to, lecz nie chcę mieć na sumieniu, iż wiedząc, choć W. Królewskiej Mości o tem nie oznajmiłem.
Król uciecze...
Powtórnie zżymnęła się Anna.
— Nie mów mi takich rzeczy — odezwała się do Talwosza. — Zdawna to uważałam, że serca do niego nie masz, więc łatwo wierzysz złemu. Ludzie plotą...
Litwin się uśmiechnął.
— A gdy się sprawdzi? — spytał.
Anna stała zamyślona czas jakiś.
— Gdyby się to sprawdziło, zaprawdę byłoby dla nas nieszczęściem wielkiem, lecz Bóg wie co czyni, Jemu ufajmy.
Ja już nic słuchać nie chcę — dodała ręką mu dając znak pożegnania.
— Zdrów bądź, mój Talwosz.
Skłonił się Litwin i odszedł.