Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 177.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Koniecki jednak tłómaczył go, iż tak był z panami senatorami, z Francuzami odjeżdżającymi do Paryża, zajęty pisaniem listów, naradami, odprawą, że ani chwili wolnej nie miał.
Późnym wieczorem, gdy się już panie rozchodzić miały, a Annę krajczyna odprowadzić na spoczynek, oznajmiono Talwosza.
Czekał on na królewnę, blady i smutny jak zawsze. Wyszła sama do niego.
— Co mi tam przynosisz? — rzekła zbliżając się — pewnie ani dobrego nic, a wątpię, by co nowego. Na zamku tu dziś sądny dzień.
O! i na mieście nielepiej — odparł Litwin — chyba gorzej, bo tu niktby się tego nie ważył mówić, co w Rynku głośno krzyczą.
Królewna zbliżyła się z ciekawością, Talwosz głos zniżył.
— Niema wątpienia — rzekł — że król rychło nas porzuci.
— A! baśnie to są — przerwała Anna. — Był u mnie Krassowski, król się z tego śmieje i ani myśli śpieszyć.
— Wszystko to na oślepienie nasze się mówi i czyni — odezwał się Talwosz spokojnie. — Wolno W. Król. Mości wierzyć mi albo nie, ale wiem o tem najpewniej, że Sederyn królowi i jego towarzyszom konie gotuje, i że, jeżeli nie dziś to jutro, nocą się wymknie.
Oburzyła się mocno królewna Anna.