Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 146.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie osobą moją, a my tymczasem starajmy się obejść bez pozwolenia.
Pibrak stał zadumany.
— O jedno mi idzie — odparł po chwili namysłu. — Ucieczka jest zawsze trochę niebezpieczną. Że się za nami w pogoń puszczą, nie ulega wątpliwości. A nuż króla na polskiej dogonią ziemi?
Villequier się oburzył.
— Dogonić nas nie mogą — zawołał. — Rzecz cała powinna się tak ułożyć, aby się nie postrzegli wprzód nim my przekroczym granicę. Obmyślim do niej najkrótszą drogę... konie możemy rozstawić.
Henryk się uśmiechał.
— Nie mam obawy najmniejszej — odezwał się — jeżeli Villequier i Souvray wezmą to na siebie.
Wiele na to czasu potrzeba, ażeby wszystko przygotowane być mogło? — dodał zwracając się do pierwszego.
— Dwa lub trzy dni starczą — rzekł Villequier śmiało. — Ja i Souvray nie stracimy ani godziny. Dziś jeszcze w nocy pójdziemy do Sederyna.
— Patrzcie, abyście zawczasu nie uderzyli na alarm — zawołał Pibrak.
— Sederyn jest człowiek pewny — rzekł Villequier — można polegać na nim.