Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 068.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do którego był nawykłym, nie przestawał błądzić mu po ustach. Czasem, roztargniony spoglądając na panny fraucymeru królewnej, stojące za nią, jedno oko przymrużał.
Królewna podziękowawszy za obietnice, dodała, iż polega na nich i będzie czekać spełnienia.
— Chociaż jadę do Niepołomic — dodał król — nie dadzą mi i tam spokoju i będę pamiętał, aby nic nie zalegało, a sprawa W. Kr. Mości będzie dla mnie najpilniejszą.
Wprędce potem król, jakby się tem chciał przypodobać Annie, począł chwalić polską wiosnę.
— Obiecują mi polowanie piękne, lasy być mają wspaniałe.
— I dawniej zwierza były pełne — przerwała Anna — a że tam nikt polować nie miał prawa, dziś też obfitować muszą we wszystko.
Zapytała jeszcze królewna o wiadomości z Francyi i zdrowie królowej matki, na co posmutniawszy odpowiedział Henryk, że od trzech dni listów nie miał, co go wielce niepokoiło.
— O zdrowie matki mniej jestem niespokojny — dodał — więcej się troszczę o najukochańszego brata, który już cierpi oddawna, a swego doktora Ambr. Paré słuchać nie chce, poluje nadto i zrywa piersi ucząc się grać na trąbce myśliwskiej.