Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 058.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie minął tydzień, aż Talwosz na zamku z Jourdainem się przymówiwszy na rękę go wyzwał, ale tu się bić nie było można. Wyjechali więc za miasto. Litwin jeszcze po chorobie niewiele siły miał, ale wściekły był i Francuzowi, nim się złożyli, łeb szpetnie rozpłatał.
Nastawił się drugi mszcząc za niego, i temu się dostało — dali mu pokój.
Nie mógł potem pokazywać się na zamku, bo inni się odgrażali, ale w mieście spotykał się z niemi i już go tam nie zaczepiano.



Niema pono straszniejszej dla serca męczarni, jak gdy ono między nadzieją szczęścia a zwątpieniem rzucane, jak łódka burzą w głębiny ciskana i unoszona falami do góry, naprzemiany łudzi się i rozpacza.
Tak żyła teraz biedna królewna Anna, która w początkach dała się słodkiemi słowy, obejściem się nader uprzejmem, nadskakującem ująć za serce; a z każdym dniem musiała ostygać i przychodzić do przekonania, że z nią, jak z innemi, odegrano komedyę tylko.
Krajczyna Łaska i inne panie dotąd były zaślepione, nie przypuszczały nawet, aby król mógł złamać słowo dane krajowi; trwały