Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 054.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaklinam i proszę, ani badaj, ani śledź, ani pytaj. Wiem dlaczego tego żądam. Daj mi słowo.
Poczęła naglić mocno, zdumiał się Talwosz, i języka w gębie zapomniał.
— Ale cóż to pannie Dorocie szkodzić może? — spytał.
— Nie chcę tego i po wszystkiem — odezwała się — śmiertelnie się pogniewam.
Przeszkodził im ktoś, bo rozmowa się w kurytarzu toczyła, musiała odejść Dosia, Talwosz odszedł też, ale więcej podrażniony niż zrażony.
Zamiast puścić Zagłobę, i zapomnieć o nim, nietylko sam, ale swoich pomocników też wyprawił, aby go śledzili.
Szlachcic na takiego kresowego człowieka, który długie lata przebył wśród ludzi innego obyczaju i języka, nie miał w sobie nic, coby go od sandomirskiej lub podlaskiej drobnej szlachty różniło, a jak na dziedzica dwóch wsi w żyznej ziemi, z obszarami wielkiemi, chudo wyglądał.
Niewiedzieć jak nawet mógł synowicę zabrać, gdy woza żadnego nie miał, dwoje czeladzi, konie liche i chude.
Wszystko to były zagadki, które Talwosza trapiły i spokoju mu nie dawały. Biegając tak skłopotany chwycił gdzieś złego powietrza i zachorował. W początkach zdawała się ta niemoc