Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 025.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnie i drugim, ale mamyż biednego króla samego tu na pastwę zostawić?
Wtem kroki i głosy słyszeć się dały pode drzwiami. Sederyn pośpieszył ku nim, właśnie gdy się otwierały i dwie ufryzowane głowy ostrożnie się z nich pokazały.
Byli to dwaj młodzieniaszkowie królewscy z dołu, którzy się zapewne lepszego towarzystwa domyślając na piętrze, wbiegli z wesołemi śmiechami, dowodzącemi iż czasu w winiarni nie tracili.
— Patrzcie! Villequier! Jourdain! Któż został przy królu! — zawołał jeden.
— A! jest ich tam dosyć — odparł Jourdain. — Siedzimy na zamku jak w więzieniu, choć nocą wyrwać się potrzeba.
Sederyn przybyłych gości uprzejmie częstował, dobywszy nowe dwa kubki.
Byli to dwaj ulubieńcy króla, woniejący jakiemiś zapachami, postrojeni w atłasy jak dziewczęta, z rączkami białemi, zalotne robiący minki i przybierający ruchy dziwne niewieście.
— Cóż król robi? — zapytał jeden z nich.
— Gra w karty — rzekł Villequier — zostawiliśmy go z Pibrakiem, Souvrayem i p. Bellièvre, któremu dziś nadzwyczajne szczęście służy.
— Wszystkim oprócz królowi — przerwał