Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 020.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Spojrzeli na siebie, ciągnął dalej.
— Król nie mógł inaczej, musiał skazać go na wygnanie, ale przez szpary się patrzeć będzie, choćby granicę przekroczył, a po niejakim czasie ułaskawi.
Sederyn otarł czoło i coś zamruczał.
— Krzyczeć będą okrutnie — rzekł wykrzywiając usta.
— Niech krzyczą — rozśmiał się Villequier. — Król musiał jednych i drugich oszczędzać, nikogo nie narażać sobie.
Dajcie znać panu Samuelowi.
— Niech mu kto chce o tem oznajmi — odparł kupiec — ja się nie podejmuję.
Znacie mnie, siedzę tu w Polsce zdawna, za tutejszego się liczę, ale Polakiem nie jestem. Wiem ich naturę, szaleńcy są wszyscy, pan Zborowski nielepszy.
Machnął ręką.
Villequier się zwrócił do stojącego Jourdaina, który wąsika bardzo młodziuchnego pokręcał.
— Idź ty do Zborowskiego. Sederyn da ci przewodnika. Król życzył sobie, aby mu o tem dziś oznajmiono.
Jourdain również ochoty nie objawiał wielkiej do tego poselstwa.
Stali trochę milczący. Gospodarz korzystając z chwili nalewał kubki, które były przygotowane.