Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Historya prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem tom 2 196.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a oto ich wszystkich w garści mamy, i już nie ujdą nam!
Władysław patrzał w ziemię. —
— Cóż z niemi uczyniemy? co? zapytał.
Agnieszka wstrząsnęła się z odrazą i niecierpliwością. —
— Cóż? czy jeszcze pytać trzeba? Czy się to żywi co szkodliwe?
— Na wygnanie ich wszystkich — odezwał się jakby nie słysząc Władysław. — Pójdą za siostrą Gertrudą — pójdą!
— Ażeby ztamtąd wrócili ze sprzymierzeńcami? zaśmiała się Agnieszka. — Albo to niema zamków i lochów dla nich, gdzie bezpiecznie siedzieć mogą, dopóki nie wyzdychają!
Książę ciągle był z myślami swemi, i kończył nie zważając na żonę.
— Jeden Petrek głowę da. — Temu nie przebaczę, a i Wszebor wart pod topor, ale stary człek... stary człek!
— Hm! Petrek! śmiała się księżna — a co nam po jego głowie! Gdy niestanie książąt, co nam ten robak szkodzi? Starszych oślepić trzeba, młodsi. — — Nie dokończyła, bo Dobek podniósłszy ściankę wszedł do nich.
— Na grodzie się coś ruszać zaczyna, rzekł — ludzie się kręcą. — Pewnie posły wyprawią o łaskę prosząc. Co czynić, gdyby zażądali rozmowy?