Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Historya prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem tom 2 181.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

poczęła ze złości, stuliwszy tylne nogi, a przedniemi hece wyprawiać i dęba stawać.
A im ją zajadléj siekł, tém uporniéj stała; drugi tymczasem na towarzysza nie zważając, wysworował się naprzód i pędził. Pogoń była osobliwego rodzaju, bo koń żołnierza zmęczony ledwie się na trucht mógł zebrać. Jaksa zaś swego nie puszczając czwałem, na siodle się zwrócił twarzą do goniącego, kłusował powoli śmiejąc się i odsadzał się od niego coraz daléj, choć nie bardzo spieszył. Tamten zaś klął a klął i swojego podjezdka i uparte zwierzę, które towarzysza jego w miejscu trzymało.
Zebrał się nareszcie na tęższego kłusa, gałęź ułamawszy aby konia nią okładać, ale na wyciągniętego jak Jaksie niestać go było, i Marek coraz się bardziéj oddalać począł. Wóz téż Ojca Maura, wyjechawszy z pod gospody, rączo ruszył gościńcem, bo miał spasłe konie klasztorne.
Tychon, którego żołnierze do pogoni chcieli zabrać, ani myślał się ruszać.
— Albom głupi! wołał — wolę powracać do domu! Na gościńcu mnie do pogoni brać nikt nie śmie, okrom księcia samego. Co mi tam!
Jaksa w dali coraz znikał, nareszcie za wierzby nade drogą się skrył. Tyle go widzieli.
W gospodzie śmiechu było pełno. Guślarz wyszedłszy na próg, stał i brząkał coś a mruczał jakby podśpiewywał sobie.