Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Historya prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem tom 2 161.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Matuś rodzona! rzucając się jéj na szyję, zawołał Jaksa — ty mnie kochasz, ty mi tego nie wzbronisz!
— Albo ja ci bronić mogę? poczęła stara. — Ja? Tyś mężczyzna nie dziecko, ani się pytać powinieneś o cudzą wolę, tylko swoją mieć. Plunęłabym na ciebie! Jedno wiedz. Weźmiesz słabą łątkę, tylko łzy z nią, bo to sił do życia ani do szczęścia niema! Nie daj Boże! A no — Bóg z wami!
Nie mówili więcéj, odeszła prędko. Jaksa dumał chodząc dzień cały. Błogosława nie pokazywała się do południa.
Żyć tak z nią na zamku, stać na straży, łapać wejrzenia, zapominać o wszystkiém nie myśląc jeno o sobie, błogo było, ale się nie godziło rycerskiemu dziecku.
Z południa poszedł Marek do Petrkowéj i rzekł.
— Muszę ztąd z mojemi ludźmi ciągnąć do książąt i do pana Petrka — może mi co do niego nakażecie? Pomyślcie, abym miał co odnieść. —
Błogosława spojrzała nań rumieniąc się.
— A kiedyż w tę drogę? zapytała Petrkowa.
— Bylem ludzi moich zgromadził, dziś po nich wyślę zawołanie, za kilka dni pewno pociągnę, rzekł Jaksa wzdychając.
Od Petrkowéj poszedł do matki mówiąc.
— Ciągnąć mi trzeba — nie może być inaczéj.
— Wiedziałam ja że trzeba, odparła. — Wojna,