Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Historya prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem tom 2 109.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niespodziane to wezwanie Ojca Anzelma wcale nie ustraszyło. — Dwu towarzyszów dobrawszy sobie, suknie odświętne, urzędowe wdziawszy, krzyż na szyi zawiesiwszy, poważny mąż pojechał na zamek. Lud, który go zobaczył jadącego, tłumnie się za nim potoczył. Od bram zamku wprawdzie straż go odegnała, ale tuż pod wrotami zaległ jakby na czatach, bo miejska ludność zakonników kochała i gotową była nawet stawać w ich obronie.
Dobek widział zdala to poruszenie tłumu i łatwo mógł się domyśléć co ono znaczyło, gdy gromady te, jak zburzone fale, o wały i bramy się oparły.
W izbie oczekiwała księżna Agnieszka na Opata, po książęcemu ubrana z przepychem, dwór swój ustawiwszy do koła, bo bez okazałości téj nigdy obcych nie przyjmowała. Księcia w komnacie nie było.
Chociaż czuła w Opacie nieprzyjaciela księżna Agnieszka przyjęła go uprzejmie, posadziła przy sobie, z razu o pobożnych rzeczach rozpoczynając rozmowę, któremi się nie wiele zwykła była zajmować. Opat Anzelm spokojnego udawać musiał, choć nim nie był.
— Wasza Przewielebność, odezwała się w końcu Agnieszka, musieliście słyszeć o losie tego nikczemnego zdrajcy, nad którym małżonek mój miał litość zbyteczną — bo na gorsze męczarnie