Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Historya prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem tom 2 080.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mówiła już więcéj nic, jechali do Wrocławia milczący.
Gdy orszak pański wjechał we wrota miejskie, książę i żona jego poznać mogli łatwo że ich tu nie witano jak dawniéj bywało, i jak panu przystało.
Nie wyjechał Biskup na spotkanie, choć mu zawczasu, przodem śląc, znać dano o pańskiém przybyciu, nie wyszły z Opatem mnichy Ś. Wincentego, a gromady ludu stały tak groźne i milczące, jakby rachunku słuchać chciały, co się z ich dobroczyńcą stało. Tak wśród ciszy jechali na gród, na który pilno było Agnieszce, aby pod nogami swojemi poczuła wroga, w mocy swéj i ręku. — Tegoż wieczora, gdy książę od wieczerzy wstawszy, unikając rozmowy szedł do izby swéj osobnéj, drogę mu zastąpiła Agnieszka. Z całéj postawy jéj, wejrzenia, twarzy widać było, iż tu się losy więźnia rozstrzygnąć miały. — Drżała z niecierpliwości, chwytając Władysława za poły sukni.
— Słuchaj — odezwała się — słuchaj! Ty mnie nie zbędziesz milczeniem, chcę wiedzieć coś postanowił. Ja za krzywdę moją pomstę mieć muszę... Mówiłam ci, powtarzam, gardła chcę!
Książę Władysław stanąwszy, walczył z sobą długo, wyroku śmierci dać nie chciał.
— A jam rzekł i powtarzam — odezwał się niewyraźnie — że mu życia nie wezmę. Ojciec