Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Historya prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem tom 1 120.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gami nabrzękłemi, na których onuczki tylko i chodaki nosić musiał, wszedł staruszek wesoło do dworca znanego sobie od lat tylu, w którym był jak w domu, błogosławiąc, uśmiechając się, szukając oczyma wychowańca.
— Gdzież mój chłopiec? — pytał po drodze.
Gdy go zobaczył kij mu z rąk wypadł, usta się rozśmiały, wziął go za głowę i całować zaczął. Jaksa téż jak ojca go po rękach i ramionach całował. Matka stojąc a patrząc śmiała się zarazem i płakała.
— Siadaj ojcze — ozwała się, byłeś nam potrzebny. Mnie baby on nie posłucha, ani ja mogę mu rozumu mojego narzucać, tobie ufa, tyś stary — rozmówcie się o tém co mu radzą i gdzie go wiodą.
Ks. Marcin wciąż jeszcze patrzał, uśmiechał się, oczów nie mogąc oderwać od pięknego chłopaka, którego niemal od dziecka na rękach wynosił. — Znowu Marek musiał rozpocząć opowiadanie całe o łowach, obłędzie, o tém co widział i słyszał, co mu naostatek radzono. Tylko w opisie dworu Petrkowego pominął Błogosławę, nie wspomniał o niéj wcale. Było to może niemniejszym znakiem że go obchodziła, od wyznania matce uczynionego. —
Ks. Marcin posłyszawszy o tém, że ks. Janik na dwór ks. Władysława chciał Jaksę słać, zadumał się głęboko i długo nic nie mówiąc, wa-