Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 329.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

modlitwą, nie było już nikogo coby pomyślał o jutrze, coby się potroszczył o zachowanie pracy ludzkiej i darów Bożych. Rabowali z kolei rządcy, dzierżawcy, plenipotenci, słudzy, co żyło, tak, że miejscami ze słupów parkanu cegły nabierano na piece do chat, a ogrodowem drzewem palono sobie najregularniej.
Władał tu Lebiedziński na chwilę, po nim przyjechał był Cerulli do mniemanego swego dziedzictwa i przeszedł się po pustych salach marząc o swojem państwie przyszłem, ale mu jego przeciwnik taki tumult i oblężenie wierzycieli, zastawników, woźnych i sąsiadów z pretensjami spędził, że w tydzień jak niepyszny uciekać musiał, głowę straciwszy.
Byli później dzierżawcy, z których każdy wolał oficynę, ale pałac odzierał, bo tam nie liczone i nie spisane sprzęty, na łasce przybyszów zostające, brać się dawały bez oporu.
Brano więc co było można, co kto chciał i zażądał, aż do lepszych szyb w oknach, które gontami pozałatywano. Odarto i blachę z dachów przykrywając je słomą, i posadzki z sal, i zwierciadła ze ścian, pustkę powoli robiąc z wykwintnej siedziby pańskiej.
Po ostatniej bitwie Maciejowickiej, wzięty w niewolę Ordyński, poszedł z innymi więźniami przez Wołyń, do głębi Rosji będąc przeznaczony, ale w Zasławiu, staraniem mnogich krewnych i poręczycieli, uwolniony został, a następnie przez O. Spirydjona i Anusię dla wyleczenia się z ran wysłanym do wód zagranicznych. Już naówczas Głusza, choć o tem nie wiedział Ordyński, do Anny Sienińskiej należała. Lebiedziński umarł był przed rokiem, Cerullego twarde okoliczności zmusiły wynieść się szybko z kraju; sprawę