Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 283.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Istotnie Julja się niesłusznie gniewa: pana i posądzić trudno!!
— Julja po prostu warjatka jak jej mąż!
— Ale śliczna! nieprawda?
— Na nieszczęście!
Venus Praxitela! drugiej takiej nie ma w Warszawie... to cud doskonałości. Znajdź mi pan choć jednę wadę kształtów!
— Tak, gdyby serce, gdyby głowa!
— Wszystkiego razem mieć nie mona — rzekł Fotofero — potrzeba wybierać!
Mówił dłużej jeszcze usiłując podczaszyca udobruchać i przywieść do zgody, na którą w drugim pokoju czekała piękna Julja, zakląwszy się że ją będzie na klęczkach przepraszał. Ale układy szły oporem; Ordyński ani myślał o przeprosinach i zgodzie. Zmęczony, zrozpaczony, począł wstręt uczuwać do niej... Duma pańska, którą poruszyły miotane grubjańsko obelgi, biła mu krwią do czoła.
Poznał wkrótce Fotofero, że lepiej zostawić rzeczy naturalnemu ich biegowi, między drzwi palców nie kładąc, sprowadził rozmowę na inny przedmiot i z sobą razem powiódł podczaszyca do Cerullego.
Julja natychmiast kazała sobie zaprządz karetę i drugą stroną ruszyła do księcia Nestora w odwiedziny, wiedząc że jej pewnie rad będzie dawny kochanek.
Wśród gry i zabawy Ordyński jakby coś przeczuwał, ciągle był niespokojny, na myśl przychodziła Julja i jej pogróżki, gniew poczynał nim miotać; nareszcie nie wytrzymawszy długo, wstawszy od stolika, wyśliznął się niepostrzeżony i pojechał do domu.
Julji nie było.