Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 261.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jego czyny wieśniacze, cóż ja mam począć, czy zostać organistą Bartkowym, czy oratorem Ordyńskiego?
— Mów już lepiej jak organista — rzekł jenerał popatrzywszy na twarz gospodarza, bezpieczniej to będzie; gdybyś zaczął komponować może by ci się nie tak udało.
— Istotnie, bezpieczniej cudze powtarzać — odparł orator, subintelligitur, więc że podczaszyc jest prostym parobkiem, a panna Julja prostą wiejską dzieweczką.
— Jak sobie chce — przerwała gosposia — ale mi WMpan nie praw jakich impertynencyj, bo jak mi honor miły! zamaluję bez ceremonji!
— O! nie głupim — rzekł orator — zostawiam mowę drugą bakałarzowi, z tamtym pani zrobisz co się jej podoba.
— Mów dalej, mów dalej! słuchamy! cicho!
— Cicho!
Organista więc ruszył dalej, i tak rzecz ciągnął gestykulując pociesznie:
— Miło patrzeć, kiedy on bohaterskim krokiem stanąwszy na łące, tysiączne nieprzyjaznych kwiatów nieuchronną kosą swoją łby ścina, miło patrzeć kiedy idąc za pługiem, pieniące się jego potem zagony z gruntu wywraca. Nie zapominam tu magna nomina et numina zacnych jego antecessorów. Wiadomo światu sarmackiemu jak wielkim był w ojczyźnie mężem jego stryj rodzony, który będąc znanym hajdukiem u jegomości pana stolnika piltyńskiego WMpana i brata, w takich u niego był respektach, że często w jednym z nim pokoju miluchno acz na podłodze zasypiał. A cóż mówić o zacnym jego wuju niemniej? który będąc biegłym w żeglarskiej sztuce rotmanem, niestrwożonym sercem wy-