Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 237.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

twarzyczkę... Ordyński się zapalił, Fotofero śmiać począł i nic nie chcąc powiedzieć kto by to był, uciekł zostawując go pod wrażeniem wywołanem umyślnie.
Wysłani na zwiady natychmiast, bo podczaszyc gorąco brał rzeczy, donieśli mu że to była ulubienica de Cerullego, Warszawianka wszakże, znana pod imieniem pięknej Julji. Łatwo się w niej było po tem podczaszycowi domyśleć Kozłowskiej owej, kochanki eks-podskarbiego, a choć marzył o większej niż podobna zdobyczy, nie mógł się pomimo wstrętu wywołanego historją awanturnicy, oprzeć uczuciu które go ku niej ciągnęło.
Przyszło to tak jakoś nagle, zaskoczyło go tak gwałtownie, że się nie opatrzył jak zabrnął daleko, jeszcze do niej i słowa nie przemówiwszy.
Sprawa o porwanie Anusi i zajście z podkomorzym, zaraz nazajutrz staraniem wspólnych przyjaciół ułatwioną być miała; ale podkomorzy, który widać że za wolą królewską musiał ukończyć spokojnie, drożył się przecie z początku i śmiale stawał. Pośrednicy więc latali, chodzili, szeptali, i robić się jeszcze zdawali co już było dokończone, a jenerał jadł z obu stron i pił z obiema, co mu wybornie dogadzało.
Podczaszyc ruszył tymczasem w świat, głodny będąc wszystkiego: kart, kobiet, śmiechu i zabawy. Sama wdzięczność wymagała widzenia się z de Cerullim, który oswobodzonego otwartemi powitał rękami, ale tonem daleko więcej protekcjonalnym niż dawniej. Zdziwił się podczaszyc widząc w nim taką zmianę, zdobyte nowe stanowisko na świecie, i wpływy jakie ten człowiek wywierał na wszystkich, ale mu je wytłumaczył charakter posłannika Wschodu. Pokoje się u niego nie wy-