Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 154.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jenerał odzyskawszy swój dobry humor, gdy wszystko lekko tak i dobrze poszło, wstał, poczynając sypać jak z rękawa miejskie plotki.
— No starościcu — dodał — czas ci już wyjść na świat; będziesz blady, interesujący, sam czas starać się o pannę, bo do mężatek ci nie życzę, tam bladość źle rekomenduje. Mamy panien hukiem i bogatych i ładnych, ożenisz się jak sam zechcesz, bo młodzież hurmem się wynosi do wojska, a o mężów wkrótce będzie trudno.
— Śliczneż to wojsko — dodał śmiejąc się szambelan i wydeklamował przekręcony do okoliczności urywek jakiegoś paskwilu:

Szable kute w żelazo, naramniki belki,
Kurtki, spodnie szerokie, kordony, fręzelki,
Różne hafty, ostrogi, nadewszystko miny,
Witajcie Möllendorfy, Laudony, Szweryny.

— No, a teraz gdy już mamy słowo szlacheckie i rzecz skończona, do widzenia starościcu — dokończył jenerał podając rękę. — Oznajmiemy biednemu podczaszycowi że się na świat po swoich rekolekcjach wychylić może! — Starościc odpowiedział znowu milczącym ukłonem i słowy.
— Byleby ks. biskup na to się zgodził, jak gotów rękę podać, ale deprekacji żadnej publicznie czynić nie będę.
— To się rozumie! — zawołał szambelan — czyn starczy za słowo.
To mówiąc pożegnali się i odjechali posłowie, a de Cerulli tryumfujący, powracając z nimi zawiózł ich