Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 125.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się nie pokazuj, my puścimy fusa żeś do Niemiec uciekł — potem się to utrze.
I jenerał nakładał co najprędzej rękawiczki, pragnąc się wyrwać, bo mu i lokal i suche przyjęcie nie smakowały wcale.
— Chwilę jeszcze, panie jenerale, czegoż się tak spieszysz?
— Do zamku, muszę do zamku! jeśli mi masz co do polecenia...
Podczaszyc szukał w głowie, ale nic nie znalazł.
— Nie zapominaj o mnie przed królem — odezwał się — a radź co mam począć jeśli Rybiński wyzdrowieje.
— Trzeba się będzie z nim strzelać.
— A gdyby znów nie wyszedł! Jak się oczyścić.
— Najgorzej się oczyszczać — obojętnie rzekł jenerał — nim się on wyliże ludzie zapomną, wrócisz, pojedziemy sobie dalej po staremu i kwita. Byle ten przeklęty sejm, który myśli z gruntu wszystko przerabiać, pokoju nam nie zamącił.
— Co się dzieje z podskarbim?
— A cóż! sądzą go i odsądzą od wszystkiego.
— A hetman?
— Hetman go sądzi, robi co może mimo wrzasku... pokoju nie mając na chwilę. Król między młotem a kowadłem. Mijają złote czasy, którycheśmy używali, głowa pęka od zajęcia i strachu. Dziś wielki wieczór u posła, chybić nie można, śpieszyć muszę.
Zerwał się znowu.
— Wcześnie jeszcze jenerale, chwilę, chwilę, pociesz mnie trochę.
— Przyznam ci się podczaszycu, że dalipan zamiast