Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 085.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Abramko zaś nie dawał sobie nawet mówić, żeby w czem sam lub konie jego winne być miały, a ze starym ujadał się ząb za ząb, dowodząc na całym świecie lepszych koni i furmana nie dostanie.
Anusia, spokojny świadek tych niepowodzeń, robiła co mogła by ulżyć ojcu, w drodze nie myśląc o sobie wcale, a okiem śledząc rychło się pokaże ta upragniona Warszawa.
Ale wiele wież się pokazało i znikło, wiele minęli miasteczek i białych murów i dworów, które biednę zwodziły, a stolicy nie było i nie było widać jeszcze.
Jednego wreszcie poranka, mgłą i dymami uwieńczona, rozsiadła szeroko nad brzegiem pięknej Wisły, czarodziejską swą massą dziwnie skupionych domostw, pałaców, kościołów, zaświeciła stara Mazowsza królowa. Annie serce zabiło.
— On tam! on tam! zawołała, i z wielkim strachem poczęła się modlić.
Ogrom miasta które w miarę jak się zbliżali coraz potężniej się rozrastało i zdawało rozciągać bez końca, przeraził ją i zasmucił.
— Jak go teraz znaleźć w tym świecie, w tym wirze!
Stary także Sieniński przypatrywał się grodowi w posępnem milczeniu, z niejakim wyrzutem spoglądając na córkę która go aż tu zawiodła. I jego zatrwożyła ta mnogość murów, to mrowisko ludzi. Już zbliżając się do miasta, zamrużywszy oczy poznać je mogłeś po otaczającem powietrzu, w którem unosiło się tysiące różnych wyziewów dziwnych; po wrzawie ludu co płynął i odpływał z tego morza. Wozy z drzewem, włościanie z wszelkiego rodzaju na targ idącemi zapasami, wojsko, słudzy pańscy, karety, cugi, poczty, żydzi, szlachta, że-