Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 257.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rał wziął go na bok i w oknie szepnął mu na ucho jak go odmalowano, prosząc o największy sekret.
Rozjaśniło się nieco, zwykle dumne i surowe oblicze śpiewaka, pokiwał głową i odparł cicho jenerałowi zaciekawionemu znajomym wierszykiem:

Byłbym cię nieznał, ale pióro cię wydało,
Co z kiepska po węgiersku Woltera przybrało...

Stary osłupiał.
— Jakto? — rzekł — on by śmiał? a to by mu kości pogruchotano.
— Jestem swego pewny, ale jakże mu dowiedziesz? Jutro może do Francji uciecze.
— Na co dowody, kiedy mamy pewność, zwycięzko rzekł jenerał, będą kije w robocie.
Wśród tej ciechej rozmowy, Węgierski niby obojętnie uszedł trochę na stronę, ale z oczu ich nie stracił i znać było, że się doskonale domyślał wyroku, jaki nań wydał szambelan kolega.
Te szepty na stronie zaciekawiły przytomnych, lecz się już nic widać nie spodziewali dowiedzieć tutaj, zasłyszawszy od podczaszyca, że król im usta zamknął, powoli więc poczęli się rozchodzić, jenerał także ukośnem rzuciwszy wejrzeniem na Węgierskiego, jakby brał rozmiar pleców jego, wyniósł się z zamku, bardzo coś na wąs motając.


KONIEC TOMU DRUGIEGO.