Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 186.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wartoby nawet zatykać jak najszczelniej, gdyby to co pomogło — rozśmiał się pan jenerał.
— A co panowie dziś myślą? — zapytał Poinsot, łącząc ich obu nie bez intencji.
— Kilka niezbędnych wizyt oddamy zaraz, a wieczorem jesteśmy w zamku.
— Doskonale — przyklasnął nauczyciel — zamku nigdy opuszczać nie potrzeba, voila l'essentiel — le roi avant tout.
— Będziemy pilnowali podczaszyca, żeby o tem nie zapominał — rzekł jenerał.
Po chwili przerywanej tak rozmowy, którą podczaszyc wiódł z drugiego pokoju odpowiadając przy ubieraniu, — wyszedł nareszcie wystrojony, wyświeżony i istotnie tak piękny mimo dosyć śmiesznego stroju owych czasów, że jenerał aż westchnął z zazdrości spojrzawszy na niego.
— Ha! — rzekł — aż złość porywa spojrzawszy na tę młodość, co to za skarb nieopłacony, cobym to ja dał, żeby mi się choć na roczek wróciła.
— Ja myślę — przerwał wstając Labe — że nie wiele jej panu jenerałowi wyschło, dużo się także wypisać musiało.
Baucher westchnął z głębi serca i żołądka.
— Siak, czy tak — dodał — a szkoda mi jej, oj! szkoda! Mam odesłać moję karetę, czy prosić do niej pana podczaszyca?
— Moje konie gotowe, siadajmy jenerale — do zobaczenia Labe.
— Polecam się jego pamięci! grzecznie kłaniając się rzekł Baucher.
— To do mnie właściwiej należy, schylając się do