Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 185.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ście, byleby przez jaką nominacją miejsce zawakowało.
Jenerał i Labe spojrzeli na siebie z ukosa i od razu się pojęli, tak, że gdy ich zapoznawał sobie wzajemnie podczaszyc, z niewypowiedzianą uprzejmością przysiedli się do ożywionej rozmowy. Labe upatrywał już sobie nowego protektora w panu jenerale, a stary dworak przewąchując, że to mentor podczaszyca co by mu mógł przeszkadzać, usiłował wkraść się w jego przyjaźń i zaufanie.
Scena była dość komiczna, gdy oba obsypywali się grzecznościami, które leciały gradem jak karnawałowe rzymskie cukierki; — opamiętali się dopiero, gdy postrzegli że wspólnie sobie potrzebni być mogą i pochowali do kieszeni komplementa, pomiarkowawszy, że nie koniecznie warto je było ekspensować.
Labe zasiadł poufalej rozpytując podczaszyca.
Jenerał wgłębił się w kanapę rozpowiadając coś o swej u króla wziętości.
Oba się już doskonale na sobie poznali.
— Słyszałem — rzekł Poinsot po chwili — o nocnej pańskiej hulance, kochany podczaszycu, ale ostrożnie z tem, panie Alfierze! ostrożnie — zaklinam cię. Twoja młodość wystawia cię na ustawne szwanki, dobrze jest jej używać, ale nie szafując....
— Bądź pan spokojny — śmiejąc się odpowiedział Alfier — będę jej używał oszczędnie, skąpo, z jutrem!
— To i moja rada — pochwycił Baucher — chociaż prawdę powiedziawszy — dorzucił zaraz dowcipując — młodość jest to kałamarz, co się z niego nie wypisze to wyschnie.
Labe się uśmiechnął.
— Ale go wylewać nie potrzeba! — dorzucił.