Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 170.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

podsuwając się pod same drzwiczki żebrak — a zkąd-że to tak późno, czy tak rano? jak tam szczęścieczko posłużyło?
Mrugnął okiem zapuchłem i zaspanem, a dopatrzywszy się kogoś drugiego w karecie, z ciekawością usiłował przyjrzeć się nowej, nieznajomej jeszcze twarzy podczaszyca.
— Kto to taki? — spytał po cichu nie mogąc ciekawości pohamować — kto to, proszę pana jenerała?
— Podczaszyc Ordyński!
— Mam honor prezentować się JW. podczaszycowi, głośno z ukłonem rzekł wesołym tonem Orlandini; — jestem Mikołaj Orlandini, znany w całej Warszawie i samemu Najjaśniejszemu i najłaskawszemu Panu naszemu. Miałem szczęście znać i nieraz przyjmować w domu moim jaśnie wielmożnego podczaszego, godnego ojca pańskiego, gdy jeszcze starał się o piękną księżniczkę W..... miło mi submittować się dziś przezacnemu jego potomkowi!!
Podczaszyc z bardzo grzecznym ukłonem zaczerpnął w leżącej na kolanach chustce ze złotem, i rzucił nie licząc sztuk kilka Orlandiniemu; jenerał wsunął mu także dukata. Włoch nakrył głowę dziękując z wielką godnością, jakby za wypłatę zaległej należności.
— Dziękuję! ślicznie dziękuję! i życzę JW. panom wszelkiego szczęścia! a podczaszycowi polecam się i submittuję! nie raz pewnie przyjdzie mu przejeżdżać do zamku, niech nie raczy Orlandiniego sługi swego zapominać.
To mówiąc, trykorn już nałożywszy, pospieszył skacząc na kulach do zostawionej kawy, którą uboższy od niego pies wywróciwszy kubek wypijał, bułką zajadając.