Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 159.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czego jeszcze młodzieńczy jakiś wstyd bezsilnie wstrzymywał.
Goście przytomni, stare wygi, poczęli po troszę śmiać się z zakłopotanego młodzika, czytając na twarzy co się z nim działo.
— A cóż bo u licha! zawołał jenerał podnosząc głowę i odzywając się doń z drugiego końca stołu — widzę, żeście do niczego panie podczaszycu Ordyński, ani do kieliszka, bo pełny stoi przed waszmością, czekając zmiłowania, ani do ładnej kobietki, która napróżno wlepiając oczy, oczekuje żebyś do niej choć zagadał, ani do gry — a cóż to z waści będzie? widzę, widzę, nie jesteście w stanie zdać u nas egzaminu!
Michał skrzywił się, uśmiechnął, nie wiedząc jak sobie poradzić.
— Ho! ho! dodał tłusty Niemiec od kostek łamaną polszczyzną, francuzczyzną i rodowitą swoją mową razem, gdyż z tego trojgu składał się język przez niego Polsce używany. Dającie pokój monsieur general, to młoda Unschuld, której się scandaliser nie godzi. Cosa rara! cosa rara!
— Będzie z waścią, panie podczaszycu dużo do roboty, zawołał znów jenerał — jeszcze jak uważam, gotóweś się turbować, żeś na noc pacierza nie zmówił.
Śmiechy słyszeć się dały, krew do głowy uderzyła Ordyńskiemu.
— Panie jenerale, zawołał zdecydowany pokazać się daleko gorszym niż był w istocie, — proszę sobie nie wystawiać mnie tak młodym i tak niewinnym. Miałem przecie honor być uczniem Labego Poinsot, do którego Voltaire pisywał listy, który kilka artykułów przysłał do sławnej encyklopedji i w najlepszych stosunkach zo-