Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 146.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i tą ruchawością, która ją i teraz jeszcze ożywia. Fizjognomji jej nie brakło charakteru wybitnego i strony malowniczej.
Była to jeszcze mięszanina starych gmachów i nowych pałaców, kamienic z XV wieku, wysokich a wąskich i domków świeżo jak z pudełka wyjętych, brudnych zażydzonych kątów i wspaniałych budowli i ogrodów; — śmiecia i okazałość dziwnie się tu z sobą jednoczyły, mięszały, stanowiąc najoryginalniejszą sprzeczność. W innej sferze toż samo prawie piętnowało charakterystykę ówczesnej ludności, wśród której żywioły stare graniczyły z nowemi całkiem im przeciwnemi; żydzi ocierali się o mnichów, żebracy o magnatów, masonerja o bractwo Serca Jezusowego: w tem wszystkiem wrzało jakieś życie konwulsyjne, szybkie, chorobliwe może, ale gorące. Dzień zarówno jak noc był ciekawym obrazem; a wśród ciemności olbrzymiało jeszcze wszystko, przybierając fantastyczne kształty i rozmiary.
Rzadkie pasy świateł od latarni, które słabo gdzie niegdzie rozjaśniały ulice, i blaski mdławe rzucały na piętrzące się gmachy — powiększały urok tej fantastycznej panoramy. Kiedy niekiedy przesuwały się wśród cieni owe karety wązkie w dole, rozszerzone u góry, zaprzężone tarantami, poprzedzane lauframi lub hajdukami, które widzimy jeszcze na obrazach Canalettego — pudło ich zawieszone na długich drągach trzęsło się dygocząc po nierównym bruku — to znów przelecieli jezdzcy zbrojni, czereda jakiego pana, orszak posła, połyskujący bronią — przesunął się z pochodniami poprzedzającemi go paź królewski lub szambelan z biletem czy poselstwem tajemnem; przewlókł żebrak szep-