Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 128.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdyby tak na mnie, mówiła idąc — jabym waści nie wyprawiała bardzo szumnie, ale po staropolsku, z trochą grosza tylko, żebyś się waść zaraz przyuczył oszczędności. Pamiętać powinieneś Michasiu, że dziad twój nieboszczyk, niech mu tam Bóg przebaczy, całkiem był fortunę Ordyńskich prześwistał, a gdyby nie poczciwy ksiądz Adam infułat, i nie moja praca, nie mielibyście chleba kawałka. Grosz, moje kochanie przychodzi bardzo ciężko, ludzie na niego w pocie czoła pracują i żebyś o tem pamiętał moje serce, to ci też inaczej nie dam, aż mi musisz te dwa tysiące dukatów, co je dla siebie bierzesz po jednym przeliczyć. Rąk sobie nie powalasz, bo to złoto czyste, a jak się znudzisz, to za to kiedyś sobie przypomnisz, co to kosztować musiało pracy, zebrać ten tysiąc i drugi po jednym obrączkowym.
Michaś trochę się skrzywił, ale z babunią gdy co powiedziała, nie było sposobu.
— Wszakże to pewnie liczone! rzekł po cichu probując się trochę wykręcać.
— I liczone i pieczętowane, odpowiedziała starościna, a dla tego kochanie, po jednemu musisz mi je wszystkie na stole przerachować.
To mówiąc wskazała staruszka cztery zielone woreczki pękate leżące w szufladzie, jakby wcześnie nagotowane, z których każdy po tysiąc czerwonych złotych zawierał.
— Dwa tysiące dukatów, łatwiutko to powiedzieć, szeptała zasuwając i zamykając starannie kantorek — a dawniej bywało nie jeden szlachcic od stu fortunkę poczynał i dorabiał się; nie jeden senator córce więcej pięćset nie dał posagu choć i za księcia i za wojewodę ją wyprawiał; ale teraz pieniądze u was jak plewy, a