Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 121.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XIII.


— A! panna Anna już wstała?
— Podczaszyc jak widzę w przedziwnym dzisiaj humorze.
— Jakże bym nie miał być wesół i szczęśliwy? król mi dał Św. Stanisława, jadę do Warszawy, i nareszcie pokosztuję życia!!
Dziewczę rozśmiało się serdecznie.
— Boję się, żebyś pan z tem życiem tam nie spotkał się tak jak ten oficer kozacki, co to przeszłego roku był w Głuszy, ze szparagami — nie wiedząc od którego końca miał je poczynać.
— Panna Anna ma mnie widzę za takiego młokosa i...
— A uchowaj Boże! któż mówi młokosa? — przerwała Anusia — ja JW. podczaszyca mam tylko za dwudziesto-letniego (lub coś podobnego) kawalera, co marzy o Warszawie jak gdyby tam byli inni ludzie i inne jakieś życie, nie to co u nas. Naturalnie z takim sentymentem tam jadąc, to się przy rogatkach głowę straci.
— O! o! proszę bardzo nie lękać się o nią!
— Prawdziwie — poważniej trochę poczęła Anusia, spoglądając ukradkiem na niego — teraz już do pana ani przystąpić, ani pożartować, taki się z podczaszyca zrobił wielki statysta! a tak jeszcze niedawno kradliśmy razem kożuszki z kominka u starościnej.
— Pięknie nie dawno — odparł Michał — już ja tego i nie pamiętam!