Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 035.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Już co to, to prawda! Boże miły, wiele i mnie to łez kosztuje — rzekł stary — ale niema sposobu, francuzi tu królują i na francuza wystrychną.
— Żeby mu choć głowy nie obałamucili, a serca nie zepsuli — bo serce ma złote!
— Kubek w kubek, kropla w kroplę, nieboszczyk pan podczaszy!
— Biedaczysko! westchnęła babka — i łza srebrzysta, rychło rękawem otarta, po zeschłej stoczyła się twarzy.
Wśród tej rozmowy, pan Sieniński usłyszawszy skrzypienie pierwszych drzwi, jakby przeczuciem niepokoju się obejrzał.
— O ho! rzekł — to już ktoś pewnie przyszedł po moję duszę.
W tem, głowa dziewczynki ukazała się w przedpokoju.
— No, a co tam? spytała staruszka.
— Marszałka proszą.
— A co? nie mówiłem, dobrej nocy życzę JW. pani! do nóg upadam!
— Dobranoc ci mój kochany, dobranoc — choć ty podobno tej nocy nie bardzo będziesz spał.
— Panie marszałku! począł naglić głos z przedpokoju. — Labe prosi — Labe... bardzo pilno...
— Ależ idę idę! wysuwając się z westchnieniem rzekł — stary. Labe siud — Labe tud — a niema jemu końca! nie mogliby się obejść i kwadransa bezemnie. Już tam jakaś bieda z tą frygą mnie czeka! Skaranie Boże! skaranie Boże!
— Prędzej panie marszałku! zawołał nadbiegając ktoś drugi — Labe się niecierpliwi!!