Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 197.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

błagająco, jakby chciał powiedziéć: O pani! nie każ mi nanowo rozpoczynać życia!
Jakby zrozumiała to wejrzenie wymowne, Liza dorzuciła jeszcze:
— Pan doświadczyłeś wiele i chcesz być już tylko widzem życia; ja także oddawna uczyniłam to postanowienie. Możemy więc chwilkę razem popatrzyć na scenę...
Wyszedł Wiktor tak wzburzony uczuciami jakiemiś, tak roztargniony dziwnie, że gdyby Ferdynand mu się sam nie nastręczył, byłby go może zapomniał pożegnać. Liza natychmiast pobiegła skryć się w swoim pokoju i siadła rozmyślać nad tém, czy nie powiedziała zawiele, czy się zanadto nie zdradziła. Serce jéj biło mocno.
Kto znał jéj przeszłość nieszczęśliwą, nie dziwowałby się, że za stracone, zmarnowane dni serce się dopominało nagrody; że przy spotkaniu z istotą sympatyczną, wybuch musiał nastąpić tém gwałtowniejszy, im bardziéj był spóźniony i mniéj spodziéwany.
Wieczorem Eliza nie wiedziała, czy się ma kogo spodziéwać u siebie. Księżna wprawdzie przychodziła prawie codzień na herbatę, ale już raz była rano. Nie robiła ona ceremonij, lecz rachować na nią nie mogła. Z resztą dnia nie wiedziała co zrobić; ciężyła jéj nagromadzonemi myślami. Sama pozostać z niemi nie chciała... Już miała posłać służącą po Ferdynanda, aby