Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 177.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiąc go rozmową, mniéj jednak zabawną niż zwykle, powrócił do hotelu.
Gdy się znalazł sam w swém mieszkaniu, hr. Filip rzucił kapelusz w kąt i krzyknął:
— Tego mi tylko brakło!

Padł w fotel, sparł się na ręku i, zadumany, przetrwał tak do późnéj nocy.





Stara Anunziata, przygarbiona, pomarszczona, łysa, siwa, kaszląca, ale zawsze uśmiéchnięta, tego dnia przeszła już razy kilka z miotełką i szczotką w rękach po pokoikach, zajmowanych przez Wiktora.
Za każdym razem spoglądała zukosa na stojącego przed oknem, przez które nic widać nie było, lokatora swojego i zdawała się zaciekawiona nim jak zagadką, chociaż znała go już oddawna. Wiktor stał tak jakoś zadumany i zatopiony w sobie, iż nawet szłapania staruszki nie słyszał.
Był nawpół ubrany, a rozłożone przed nim suknie okazywały, że miał wkrótce dokończyć tego rozpoczętego dzieła, które mu myśli natrętne przerwały.
Z oczyma wlepionemi w odrapany mar przeciwległy, na którym z okien drugiego piętra wywieszona drapowała się świéżo uprana bielizna ledwie majacząca przez zabrukane szyby, z brwią ściągniętą, z ustami zakąszonemi, stał już tak do-