Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 158.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ukradkiem pocałował ją w rękę, co dawno niewidziany na bladéj, zwiędłéj twarzyczce wywołało rumieniec.
Z rozmowy o siłach, które pozostały z przeszłości, hrabia Filip złośliwie przeszedł do dziwacznych napaści i zarzutów przeciw pojedynczym popularnym postaciom. Potém uboléwać zaczął nad zboczeniami ducha tego, którego sławiono potęgę, i jako przykład przywiódł Towiańskiego, z którego się wyśmiéwał dowcipnie, bo mu to z wielką łatwością przychodziło.
Jak gdyby dotknął rany, wszyscy zamilkli, posmutnieli.
— Takie wyboczenia siły — odezwał się, cierpliwie długiéj wysłuchawszy chryi, hr. August — przepraszam cię, dowodzą właśnie jéj istnienia. W tym obłędzie były strony piękne i obudzające poszanowanie, jeśli nie współczucie. Kto zna tajemnice ducha ludzkiego i niepewność tych granic, które dzielą świadomość swego stanu od bezwiednego obłędu umysłowego, z dobrą wiarą, nie będzie nigdy śmiał rzucić wyroku potępiającego i obelgi szalbierstwa na człowieka, co ludziom poważnym, wielkiego charakteru umiał rozkazywać i nawracać ich. W tym szale, który się zrodził z boleści, były momenta rzewne i piękne, a z całego ruchu, rozgorzenia tego pozostał w spuściźnie nastrój wysoki, prąd unoszący ku górze.
— To właśnie źle — zawołał uparty Filip — bomy wiekuiście błądziliśmy tém, żeśmy chodzili