Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 148.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zupełnie beznamiętny i sprawiedliwy. My jeszcze drżymy od bólu, a drudzy nienawiścią buchają.
— Musiało zło przeważyć, kiedyśmy upadli — odezwał się hr. Filip.
— Argument to dla mnie wcale nieprzekonywający — rzekł August poważnie. — Widziémy w życiu pojedynczych ludzi, iż nie wszyscy cnotliwi i rozumni stoją górą; tak samo bywa i z narodami. Pomimo wielkich zasobów siły i przymiotów, mogą one upadać, skutkiem warunków, których przezwyciężyć nie miały siły, przewidziéć nie mogły wczas. Powiem ci więcéj: narody mogą być równie narażone na upadek przez cnoty swe, jak przez błędy.
— Sofizmata! — odparł hr. Filip pogardliwie. — Gdybyśmy mieli wielkich mężów stanu, bohatérów, geniusze, bylibyśmy się ocalili. Nie mieliśmy nic, oprócz wrzaskliwych warchołów...
Księżna Teresa rozpaczliwie uderzyła w ręce.
— Hrabio Filipie — wykrzyknęła — co za herezye prawisz!
August dorzucił zwolna.
— Po apologiach bezwzględnych, a niesmacznych, muszą nastąpić, jest to w porządku, potępienia na głowę i dyatryby. Niech to księżny nie porusza zbytecznie. Mieliśmy rozmarzonych apologów, może zawielu; przyszła teraz godzina na krytykę zajadłą. Z dwojga tych prądów fałszywych, wyłącznych, namiętnych, powoli przyjdziemy do znalezienia drogi średniéj i prawdy.